piątek, 22 października 2010

NY

Wreszcie Nowy York!!
Queens- dzielnica, w której mieszka Iwonka a więc dla nas to miejsce przez następnych kilka dni stało się bazą wypadową. Kiedy pierwszy raz jechaliśmy na Manhatan kilka początkowych stacji metra mieściło się na powietrzu. Dawało to okazję, aby zobaczyć kawałek miasta na obrzeżach. Widok znajomy z wielu filmów- dachy niezbyt wysokich ozdobionych sprayem budynków. Na nich gdzieniegdzie krzesełka czasem grille i inne przedmioty wskazujące że pojawiają się na ich płaszczyznach ludzie. Wszystkie budynki już nawet nie pamiętają czasów nowości. Chciałoby się powiedzieć wręcz zaniedbane i niebezpieczne okolice. Pewnie to tylko pierwsze wrażenie opina wyrobiona scenami z filmów na których zwykle gliniarze ścigają przestępców przeskakując z budynku na budynek. Dopiero spojrzenie w dalszą perspektywę nad ich horyzont pokazywało tą część NY która robi największe wrażenie.
- oooo Empire oooooo Chryler- wyrywało się z buzi.
W metrze tylko w wagonach było znośnie w nawiewie klimatyzacji. Stacją w większości brakowało tego luksusu, więc zaduch był obezwładniający. Dla mnie nawet sama jazda była ciekawa dzięki ludziom, którym mogłem dyskretnie przyglądać się. Rożne rasy różne stroje… czasem zaskakujące w doborze czy kolorystyce. Większość z nich ze słuchawkami na uszach, książką lub innym elektronicznym gadżetem w dłoniach. Ludzie tam różnią się od nas sposobem zachowania. Wydają się jacyś hmmm wyluzowani, życzliwsi sądząc po uśmiechach które mnie często spotykały, słowach grzecznościowych mimo że nikomu nie byliśmy znajomi.
Dotarliśmy pierwszy raz na Manhatan. Na dworze upał zgiełk ulicy ogromny, pełno ludzi drapacze chmur i żółte taksówki. W Moni obudził się instynkt pilotki wycieczek którą była jakiś czas temu… zaczęło się zwiedzanie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz