poniedziałek, 17 sierpnia 2009

W niedalekiej przeszłości nie wyobrażałem sobie siebie w tej roli!! Dziś mogę powiedzieć że luuubię swój nowy stan- stan małżeński. Kawalerski pożegnałem bez żalu co dawniej wydawało mi się niezwykle trudne do zaakceptowania. Chciałbym ominąć jedno słowo które jak sądzę dla wielu jest banałem a gro osób zapewne pomyśli- zaczekaj kilka lat to zobaczymy co powiesz. Nikt z nas nie zna przyszłości to fakt. Czy przyjażń, zaufanie chęć dania drugiej osobie bezinteresownie szczęścia i to coś co trudno ująć słowem możemy jednak nazwać miłością. Właśnie to uczucie Monikę i mnie poprowadziło 08.08.2009 do ołtarza. Jedyne obawy jakie miałem myśląc o tym dniu to te aby ceremonia wypadła dobrze. Trudno ocenić mi czy tak właśnie było bo nie widziałem wszystkiego z perspektywy obserwatora a jako główni uczestnicy musimy polegać na opinii gości.
Kiedy zaczynaliśmy załatwiać sprawy ślubu uspokajałem myśli że jeszcze dużo czasu lecz jak wiadomo topnieje on w takich chwilach bardzo szybko. Spodziewałem się że wpadnę w duże nerwy gdy obudzę się 08 sierpnia. Nie stało się tak jednak… nooo może poza jednym momentem gdy nerwy puściły na chwilkę gdy nastąpiły pewne opóźnienia w przygotowaniach. Tuż po 10ej gdy ja byłem jeszcze w „proszku” a Monia spóźniała się od fryzjera zaczęli do domu wchodzić różni ludzie- fotograf, wizażystka, przyszła teściowa, świadkowie. Atmosfera zaczynała robić się nerwowa a mnie ogarnęło jakieś odrętwienie psychiczne którym chyba chciałem odciąć się od stresu. Monika wpadła do domu i praktycznie z biegu usiadła pod pędzel wizażystki. Telefony urywały się co chwila a zamieszanie rosło z minuty na minutę. Właśnie z niego skorzystał nasz kot i dał niepostrzeżenie nogę na dwór. Ten zwierzak w domu czuje się dobrze ale do wolności nie jest zwyczajny więc wystraszyliśmy się iż rozjedzie go coś na ulicy. Nie opisując już w szczegółach osiedlowej obławy powiem tylko że kociak wrócił do domu schwytany przez tatę.
W domu zająłem miejsce gdzie mogłem swobodnie komunikować się ze wszystkimi wzrokowo i werbalnie i właściwie dopiero w chwili gdy nasi świadkowie zaczęli nas przygotowywać straciłem Monię z pola widzenia.
Przyznam że z dużą niecierpliwością czekałem na moment gdy zobaczę Monię już ubraną w ślubną biel… Wreszcie nastąpiła ta chwila i powiem szczerze!! Wyglądała ślicznie hmm chyba dopiero w takiej chwili facet zaczyna rozumieć dlaczego dziewczyny przywiązują tyle uwagi do tylu szczegółów. Szkoda że nie było czasu bo chętnie przedłużyłbym tą chwilę i podziwiałbym sobie moją narzeczoną. Byliśmy gotowi do wyjścia z domu. Troszkę dziwnie czułem się jako druga osoba na którą w tej chwili zwracali wszyscy uwagę. Postanowiłem jednak że nie będę myślał o tych wszystkich oczach zwróconych na nas i myślach o parze bądź co bądź trochę innej niż większość- wiecie o czym mówię. Wsiedliśmy do samochodu…
Cieszę się że w tym momencie byli przy nas właśnie Martyna i honey bo przynajmniej humor nam dopisywał. Jechaliśmy na małą sesję zdjęciową do ogrodów w pałacu w Wilanowie….

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz