Oglądałem dziś film pod tytułem „Zmierzch”. Tym, co nie
oglądali w paru słowach opowieść o fascynacji i uczuciach pewnej pary bardzo
odmiennej od siebie. Po obejrzeniu wzięło mnie na rozmyślania o prawdziwych
związkach. Pomyślałem sobie, że miałem dużo szczęścia odnajdując się z Monią. Właściwie
zawsze, kiedy myślałem o małżeństwie marzyłem o takich relacjach gdzie przyjaźń
równa się z uczuciem, bez dominacji i zbędnych swarów. Nie mam poczucia
jakiegoś zniewolenia pod znakiem ślubnej obrączki, nie traktuję też żony jak
własność. Tak być powinno, bo chyba fajnie jest wciąż flirtować i zdobywać
uczucia swojej wybranki. Nie mówię tu o jakichś gierkach, ale sposobie wzajemnego
traktowania, szacunku w każdej sytuacji. Dla mnie chyba największym
komplementem jest, kiedy Monia mówi- kocham cię i nie wyobrażam sobie życia bez
ciebie. Jest to tym bardziej miłe, że nie jesteśmy standardową parą. Dla mnie
to dowód, że moja niepełnosprawność nie ma w tym sensie żadnego znaczenia.
Cieszę się, że nasze życie nie jest nudne ani smutne i chyba potwierdzą to te
wszystkie osoby, z którymi zeszły się nasze drogi. Nawet kiedy pojawiają się powody do zmartwień mówimy, że mamy siebie i damy radę.Wiem, że nie jesteśmy
wyjątkowi, bo znam kilka par, którym związek małżeński lub mniej formalny, ale
równie mocny bardzo odpowiada. Mam nadzieje, że będzie tak już zawsze!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz